Skip links

Jak zmienia się postrzeganie swojego ciała po amputacji kończyny? Ewa Harapin w rozmowie o ciałopozytywności

Telewizja i wyphotoshopowane zdjęcia na okładkach gazet – wszystko to przez lata było nasza codziennością i umacniało przekonanie, że ludzie powinni być nieskazitelni, piękni, młodzi i… sprawni. A gdzie w tym wszystkim przestrzeń dla osób z niepełnosprawnością? Poszukamy jej z Ewą Harapin, która po wygranej walce z nowotworem porusza się o kulach i udowadnia, że siła jest kobietą. Zapraszamy na rozmowę o odkrywaniu kobiecości, walce z kultem doskonałości w social mediach oraz budowaniu pewności siebie, motywacjach i słabościach.
Na swoim Instagramie dzielisz się swoją historią sprawności i zwyczajnego dzieciństwa, z którego korzystałaś na maxa. Wiem, że byłaś dzieckiem, ale czy masz jakieś wspomnienia z tego okresu względem samooceny, pewności siebie?

Pamiętam, że zawsze byłam dzieckiem, które wstydziło się swojego ciała. Byłam dziewczynką, która szybko dorosła, miałam kilka nadprogramowych kilogramów więc na tle rówieśników wyróżniałam się. Raczej nie byłam dzieckiem, które cieszyło się wysoką samooceną.

Miałaś 12 lat, gdy zdiagnozowano u Ciebie nowotwór złośliwy kości i amputowano Ci nogę. Moment, który zmienił wszystko i zmusił do zatrzymania się.

Pamiętam to bardzo dobrze. Dość długo czekałam na diagnozę, przez 2 miesiące lekarze nie byli wstanie zdiagnozować u mnie nowotworu. Myśleli, że to krwiak. Ale leki i wszystkie dostępne metody leczenia nie działały. Kiedy w końcu wylądowałam na onkologii byłam przerażona, bo nie sądziłam, że zwykły ból nogi zaprowadzi mnie w miejsce pełne bólu i walki o życie. Byłam przerażona widząc dzieci bez włosów, podłączone do kroplówek, wychudzone i blade.

Pierwsza chemioterapia nie zadziałała. Po miesiącu lekarze stwierdzili, że nie mogą mi pomóc. Moja mama zaczęła działać na własną rękę. W ten sposób postawiono nową diagnozę, która okazała się być trafna. Wdrożono leczenie, które zaczęło przynosić efekty. Jednak moje leczenie było podyktowane dużą ilością bólu. W trakcie leczenia samoistnie załamała mi się kość udowa, przyczyną był guz umiejscowiony w tym miejscu. Przez 7 miesięcy leżałam zagipsowana po sam pas. Byłam uzależniona od pomocy innych. Po kilku miesiącach moja noga w gipsie zaczęła mnie boleć, okazało się, że pojawiły się odleżyny- żywe rany, które utrudniały mi normalne funkcjonowanie. Po wielu miesiącach walki przyszedł czas na amputację nogi, choć początkowo myślałam, że tak jak inne dzieci z tym rodzajem nowotworu będę miała wycięty kawałek kości i wszczepiony implant. Niestety w moim przypadku nie było to możliwe. Wiadomość o tym, że mam mieć przeprowadzony zabieg amputacji kompletnie mnie zgniotła…nie byłam na to przygotowana. Myślałam, że najgorsze już za mną.

Chwilę później byłaś już nastolatką, a jak wiemy jest to trudny okres dla każdego i domyślam się, że również dla Ciebie. Czy pamiętasz jakieś złośliwości ze strony starszych, rówieśników, znajomych lub nie, które poddawały pod wątpliwość Twoją atrakcyjność?

Miałam duży problem z akceptacją siebie. W lustrze nie widziałam w pełni wartościowej osoby. Widziałam tylko to, że nie mam nogi. Nie potrafiłam patrzeć na siebie przez inny pryzmat. Okres dorastania był trudny, ale to w liceum miałam apogeum. Trudności w szkole, odrzucona miłość i wizja czy kiedykolwiek ktoś będzie chciał związać się z dziewczyną bez nogi? Nie wierzyłam w to, było mi trudno. Czułam się samotna. Był moment, w którym się okaleczałam i myślałam o tym jak ze sobą skończyć. Nie wiem jak ja przez to przebrnęłam, bo nie korzystałam ze specjalistycznej pomocy. Byłam tylko z 2 razy u psychologa szkolnego. Ale ja od bardzo dawna sama ze wszystkim sobie radziłam. Nawet po amputacji nie korzystałam  z pomocy psychoterapeuty. Trochę tego żałuję, bo może inaczej to wszystko by się potoczyło, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeśli chodzi o rówieśników i otoczenie to nigdy nie spotkałam się z przykrymi komentarzami ze strony społeczeństwa. Chociaż najbardziej wkurzający jest wzrok ludzi wbity w miejsce pozbawione kończyny. To naprawdę nie pomaga, a utwierdzało mnie w przekonaniu, ze jestem „inna”. A ja w tym czasie naprawdę chciałam wrócić do normalności, którą znałam sprzed choroby.

Jak nauczyć się akceptować siebie na nowo? Jak siebie zaakceptować? Jaką radę usłyszałaś i co pomogło Ci odkryć atrakcyjność, piękno, jakie w sobie posiadasz?

W pewnym momencie doszłam do bardzo wysokiego muru, którego nie mogłam już przeskoczyć. Przez 10 lat ukrywałam przed światem fakt, że nie mam nogi. Chciałam wrócić do swojego dawnego życia sprzed choroby, kiedy to nie byłam w centrum uwagi. Ale ciężko było się ukryć kiedy nie masz całej nogi. Największą moją trudnością był wzrok, komentarze ludzi. Dlatego zawsze chodziłam w spodniach, żeby proteza nie rzucała się w oczy. Nawet kiedy było 30 stopni za oknem. Nie wychodziłam z domu bez protezy, z wyjątkiem u babci na wsi. Tam wszyscy mnie znali i nie musiałam się im tłumaczyć dlaczego nie mam nogi, nie patrzyli na mnie z zadziwieniem. Czułam się swobodnie. Natomiast w miasteczku, w którym mieszkałam nie pozwalałam sobie na swobodę. Ludzie mogli wiedzieć, że nie mam nogi, ale ja nie pozwalałam im mnie zobaczyć bez protezy.

Przez te 10 lat traktowałam protezę jako moją drugą nogę. A to tak naprawdę była proteza – to nie była prawdziwa noga.  W pewnym momencie zaczęło mi to bardzo doskwierać. Zaczęłam czuć się jak więzień własnego ciała, w którym nie mogłam się odnaleźć. Nie mogłam korzystać z przyjemności dnia codziennego. Nie poszłam na basen, bo tam wszyscy widzieliby mnie bez nogi. Nie jeździłam z przyjaciółmi nad jezioro. Latem na imprezy wychodziłam wieczorami, żeby jak najmniej odczuć wysoką temperaturę i jednak nie siedzieć w domu sama. Musiałam zmienić swoje podejście do życia, bo wiedziałam, że dużo tracę. I tak zaczęłam wychodzić z domu bez protezy, ściągnęłam pokrycie z protezy i zaczęłam ją eksponować. Założyłam bloga, na którym zaczęłam dzielić się swoją historią z innymi. Blog stał się moją „terapią”. Zobaczyłam, że moje słowa dodają dużo otuchy innym. Zobaczyłam, że coś znaczę. Zaczęłam cieszyć się z małych rzeczy. Wróciła radość życia, a nie ciągłe poczucie wegetacji. Ale do wszystkiego dochodziłam małymi kroczkami, próbowałam, płakałam, wstawałam i szłam dalej. Pomimo trudności wiedziałam, że czasami muszę naprawdę wyjść ze strefy komfortu, żeby pójść do przodu. Nie chciałam stracić życia, które przecież wygrałam. To byłoby marnotrawstwo!

Jaką rade Ty byś chciała dać innym, którzy borykają się z niskim poczuciem własnej wartości lub kompleksami?

Trudno jest powiedzieć komuś „uwierz w siebie”; „jesteś piękna” skoro ktoś w to nie wierzy. Niektórzy naprawdę muszą dojść do wysokiego muru, żeby otworzyły im się oczy. 15 lat temu ciężko było mi prosić o wizytę u psychologa dziś to staję się normalne, że dbamy również o swoje zdrowie psychiczne. Choć nadal krąży dużo stereotypów i lęku przed tą pierwszą wizytą. Ale naprawdę warto jest skorzystać z pomocy specjalisty skoro widzimy, że faktycznie nie dajemy rady. Ja pomimo tego, że wykonałam kawał dobrej pracy to zdecydowałam się na terapię i  nie żałuję tej decyzji. To pozwala mi wiele rzeczy zrozumieć i uporządkować swoje życie, ale też pracować nad sobą.

Ważne jest też otaczać się ludźmi, którzy naprawdę nas wspierają i na których możemy liczyć. Ludzie, którzy są dla nas życzliwi dodają nam wiatru w skrzydła i dzięki nim nie czujemy się samotni. I najważniejsze! Musisz czasami wyjść ze strefy komfortu, żeby ruszyć dalej i wiem, że to jest bardzo trudne, ale jak nie ruszysz z miejsca to nic nie zmienisz w swoim życiu. Nie mówię tutaj o krokach milowych, a małych kroczkach (celach) dzięki którym będziesz miał też poczucie sprawczości, a to przełoży się na twoją motywację i chęć walki o siebie.

Twoja postawa jest naprawdę imponująca, bo wiele osób maskuje swoją niepełnosprawność, wykorzystuje sprzęt ortopedyczny, aby się przemieszczać. Ty całkowicie odrzuciłaś protezę i funkcjonujesz na co dzień o kuli. WOW! Trzeba mieć naprawdę mnóstwo samoświadomości, aby przełamywać stereotypy i łamać schematy, wg których żyjemy. Jak do tego dojrzeć? Co w tym pomaga?

Zauważyłam, że bez protezy zaczęłam czuć się bardziej atrakcyjna. Mogłam ubrać ciuchy, na które miałam ochotę, założyć buta na obcasie. Proteza dla osób z wyłuszczeniem w stawie biodrowym jest naprawdę wymagająca. Choć dawała możliwość przemieszczania się to nie dawała mi swobody i luzu. Bez protezy zaczęłam zauważać, że jednak jestem sprawniejsza, szybsza i szczęśliwa. A to było dla mnie bardzo istotne po tym czasie pełnego mroku. Znam wiele kobiet, które są po wyłuszczeniu w stawie biodrowym i tez zdecydowały się na ten krok. Wcześniej ich nie rozumiałam, ale teraz dostrzegam to czego wcześniej nie widziałam. Dla mnie porzucenie protezy było też zmierzeniem się z moimi kompleksami. Bo teraz trudno się ukryć kiedy widać gołym okiem, że tej nogi nie ma. Dzięki temu odkryłam góry i trójbój. Wcześniej z protezą nie zdecydowałabym się na tego typu działania. Nabrałam więcej odwagi. Tak jest ze mną, ale nie oznacza to, że teraz każdy ma porzucać protezę. Tak jak mówię, wyłuszczenie w stawie biodrowym to wymagająca amputacja.

Uważasz się za ciałopozytywną osobę? Nie mówisz o tym wprost, ale Twój dystans do siebie i świata oraz chęć dzielenia się z innymi swoimi przeżyciami i motywacjami, zdecydowanie wpływa na zmianę postrzegania współczesnych kanonów piękna.

Od dziecka miałam kompleksy, ciężko z dnia na dzień stać się ciałopozytywną osobą. Biorąc pod uwagę chorobę nowotworową i amputację. Bardzo dużo pracy włożyłam w to, żeby zaakceptować swoje ciało. Uważam, ze ten proces trwa nadal. Swoją postawą chce pokazywać, że niepełnosprawność to nie koniec świata, że każda kobieta może czuć się atrakcyjnie w swoim ciele. Ale to się nie wydarzy kiedy ona nie uwierzy w to, że jest wartościowa i piękna. Ukrywanie siebie pod warstwą makijażu, drogich ubrań nie pomaga kiedy to my nie przewartościujemy sobie pewnych schematów myślenia o sobie.

Gdybyś miała zdefiniować piękno tu i teraz, jako 27 latka…?

Każdemu podoba się co innego, my nie powinniśmy dostosowywać się do innych. Na piękno nie składa się tylko wygląd, ale też to jaki mamy charakter, aparycję, styl bycia, nastawienie do świata. To wszystko składa się na to jak my siebie postrzegamy i jak inni nas widzą. Życie w zgodzie ze sobą ma ogromne znaczenie i jest niesamowicie istotne.

Na pewno w momencie operacji, które przeszłaś, nie miałaś świadomości jaką rolę będzie pełniło ciało w mediach społecznościowych i z czym przyjdzie Ci się mierzyć za kilka lat. Instagram, TikTok, Facebook pomaga zaakceptować siebie czy właśnie utrudnia?

Media społecznościowe na pewno utrudniają kobietom i dziewczynom zaakceptować siebie. Jest to miejsce nacechowane idealnym ciałem, wspaniałym życiem pełnym sukcesów. Ja też miałam z tym problem. Widziałam dziewczyny, które mają piękne ciała, twarz, włosy, zęby. Potem patrzyłam w lustro i widziałam siebie. To pogłębiało moje kompleksy. Później jak zaczęłam pracować nad sobą nabrałam większego dystansu do tego co jest kreowane w Internecie, więc moje profile, które prowadzę są autentyczne i nie przedstawiają cukierkowego życia, a pokazują, że kobieta bez nogi też może być piękna i atrakcyjna. Media społecznościowe to duża pułapka, przede wszystkim dla dziewczynek, które wkraczają w dorosłość.

Pozwalasz sobie na gorsze dni? Co wówczas poprawia Ci humor i jak siebie motywujesz do działania?

Oczywiście, że sobie na takie dni pozwalam. W ostatnim czasie trochę się ich nazbierało. Wtedy też jestem bardziej offline, staram się spędzać czas z najbliższymi, pojechać w góry, na wieś do babci. Przeglądam profile osób, które również są niepełnosprawne i pokazują swoje życie w sieci. Motywują mnie filmiki sportowców z niepełnosprawnościami. Wracam w głowie do tych dobrych chwil. Mam też osobę do której mogę się przytulić i pogadać więc korzystam!

Dzisiaj znamy Cię jako wielokrotną mistrzynię trójboju, podnosisz ciężary i angażujesz się w różnego rodzaju akcje charytatywne. Czy Twoja aktywność sportowa, zawodowa
i społeczna wpływa na Twoje postrzeganie samej siebie? Czy taka forma rehabilitacji życiowej jest motywująca?

Bardzo! Moje sukcesy sportowe i życiowe napędzają mnie do działania. To one sprawiają, że mam poczucie sensu. Te wszystkie trudne doświadczenia nauczyły mnie szacunku do życia. Dlatego tak ważne jest dla mnie to by robić w życiu coś co ma dla mnie znaczenie, daję mi radość i satysfakcję. Przez wiele lat wegetowałam, nie czerpałam radości z życia, trochę na tym straciłam dlatego dziś tak ważne jest dla mnie to co robię.  

Wiele osób, niezależnie czy pełnosprawnych, czy borykających się z różnymi chorobami, traci nadzieję, że ktoś pokocha ich „mankamenty” i często wycofują się ze społeczeństwa
z obawy przed odrzuceniem. Ty na swoich profilach dzielisz się też kawałkami prywaty
i wiemy, że Twoje serce jest dzisiaj zajęte. Czy brak kończyny był przeszkodą
w nawiązywaniu kontaktów, wchodzeniu w związki?

Na początku był to duży problem. Szczególnie jak byłam młodsza, ale to zrozumiałe choć wtedy nie miałam w sobie tej wyrozumiałości. Dziś jest to łatwiejsze, bo znam swoją wartość i wiem, że nie muszę za wszelką cenę kogoś mieć bo nie chce być w byle jakim związku. Dlatego zanim poznałam Marka na profilu randkowym to widział moją niepełnosprawność. Na profilu randkowym umieściłam swoje zdjęcia, na których było widać brak kończyny. Markowi to nie przeszkadzało, żeby mnie poznać. Miał obawy jak będzie wyglądał taki związek, bo nigdy nie był w związku z kobietą bez nogi, ale szybko się przekonał, że nie ma między nami żadnych ograniczeń i nie musi być moją opiekunką.

Ewa, dziękujemy za rozmowę. Życzymy Ci wielu sukcesów sportowych, zawodowych oraz prywatnych, nieustającej zmiany i możliwości dokonywania niemożliwego.

Dziękuję!

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że akceptujesz ich użycie.