Skip links

Czy niepełnosprawność przekreśla szanse na zostanie rodzicem? O swoich doświadczeniach opowiada Jan Mela

Macierzyństwo, tacierzyństwo – rodzicielstwo to bardzo poważna i odpowiedzialna rola. Wielu z nas się nad nią zastanawia i w kontekście swoich niepełnosprawności zadaje sobie pytania, „czy podołam?” „czy brak nogi lub ręki będzie problemem w opiece, a później powodem do wstydu?”. W głowie mamy też oczywiste pytania jak to, czy wychowamy dziecko na dobrego człowieka, czy będzie odpowiedzialne i grzeczne, czy będzie empatyczne w stosunku do innych i jakie przekażemy mu wartości. Przed podobnymi pytaniami stanął kilka lat temu nasz gość, Janek Mela, który jak sam mówi „wszystkie moje wyprawy były w rzeczywistości tylko przygotowaniami do tej najpoważniejszej wyprawy – rodzicielstwa”. Dziś jest ojcem trójki dzieci i, jak sam mówi, realizuje się w codziennych zadaniach angażując się w wychowanie pociech. Jak postrzega swoją rolę społeczną? Jakie miał dylematy 20 lat temu, a jakie wątpliwości ma dzisiaj? Czego uczy dzieci, a czego nauczyły go dzieci? Tego dowiesz się z dzisiejszego wywiadu.

Znamy historię Janka Meli, zdobywcy biegunów i bohatera programu rozrywkowego Taniec z Gwiazdami. Nie znamy jednak Jaśka męża/partnera i ojca. Jak się czujesz w tych rolach?

Tak to już jest, że te szumne, spektakularne wyczyny bardziej ciekawią ludzi, a życie to proza codzienności, w której zdobywca biegunów – tak samo jak każdy inny ojciec – zmienia pieluchy, zabiera wózkiem na spacer czy czyta bajki przed snem. Czasem się śmieję, że wszystkie moje wyprawy były w rzeczywistości tylko przygotowaniami do tej najpoważniejszej wyprawy – rodzicielstwa. Bo rodzina to nie „przygoda na parę chwil”, tylko mega zmiana na całe życie. Ja nikogo na nic nie namawiam, nie uważam by taka lub inna droga życiowa była jedyną słuszną albo że w takim wieku to już się powinno coś, a czegoś nie powinno. Mogę mówić o swoim doświadczeniu, a jest ono takie, że osiąganie różnych celów sportowych od dawna nie dawało mi poczucia spełnienia. Często tak jest, że gdy ma się stabilne życie, pracę na etacie i dużo powtarzalności, to chciałoby się podróżować po świecie i robić różne odjechane rzeczy. Ja zbyt długo żyłem na walizkach i brakowało mi miejsca, które mógłbym nazwać domem. I teraz to, że mam do kogo wracać, że jestem potrzebny (nawet w tych banalnych, codziennych czynnościach) jest dla mnie szalenie ważne.

Czy uważasz się za ojca obecnego, zaangażowanego? Jak dzielicie się obowiązkami z partnerką?

Bardzo staram się być ojcem obecnym. Naturalnym jest, że staramy się dać naszym dzieciom to, czego nam za dziecka zabrakło. Warto przy tym nie odpływać w żadną ze stron i na przykład nie próbować kupić swoim dzieciom wszystkiego, czego sami nie mieliśmy. To niby truizm, a jednak wielu rodziców to robi (sam właśnie hamuję się z zakupem kolejnych resoraków swoim dzieciakom). Przede wszystkim staramy się z żoną słuchiwać w nasze dzieci, tworząc przestrzeń do zaufania. Nie chcę teraz się wymądrzać na temat wychowania, bo choć lada chwila będziemy mieli w domu trójkę maluchów, to najstarsza córka ma lekko ponad 2,5 roku, więc życie jeszcze tysiące razy przy kolejnych etapach rozwoju zweryfikuje nasze podejście. Natomiast widzę wyraźnie, jak ważne jest uzupełnianie się w taki sposób, by wzajemnie dawać sobie możliwość oddechu. Rodzicielstwo z pewnością mnóstwo zmienia, ale gdy odbywa się tylko w atmosferze poświęcenia, to jest duże prawdopodobieństwo, że wkodujemy dziecku wyrzuty sumienia, a tego bym bardzo nie chciał. Dlatego mega dużo mi daje to, gdy moja żona bierze czasem całą ekipę bym ja mógł się zdrzemnąć albo od czasu do czasu sama kąpie i kładzie dzieciaki żebym mógł skoczyć z kumplem na piwo lub na koncert. Ja staram się też dawać jej taki bufor na psychiczny reset, bo oboje uważamy, że dzieciaki łapią sto razy więcej, niż nam się wydaje i że wyłapują nasze frustracje.

Zawsze chciałeś być rodzicem? Może bywały chwile, że niepełnosprawność blokowała Twoją decyzje o założeniu rodziny?

Założenie rodziny to poważna decyzja. Gdybyś 10 czy nawet 15 lat temu zapytała mnie, czy marzy mi się zostanie mężem i ojcem, to śmiało odpowiedziałbym, że tak. Jednak gdybyś miała możliwość poobserwowania tego jak żyję, to – delikatnie rzecz ujmując – mój sposób życia niewiele miał wspólnego ze stabilizacją czy odpowiedzialnością. I nie chodzi mi o wstyd czy fizyczne bariery spowodowane niepełnosprawnością, bo tych raczej nie miałem. Wiesz, każda trauma może wpłynąć na nas w dwojaki sposób – zamknąć nas na innych albo zmobilizować do udowadniania sobie różnych rzeczy. Ja nigdy nie traktowałem siebie jako osoby niepełnosprawnej. Nie chodzi mi tu znowu o udawanie, że nie mam amputowanej ręki czy nogi, ale o to, że fakt ten nigdy nie stanowił dla mnie sedna mojej osoby. Definiuje nas to, kim jesteśmy i co mamy, a nie nasze braki. A doświadczenie niepełnosprawności może być ważną lekcją walki o swoje życie, więc poniekąd źródłem naszej siły.

Czy niepełnosprawność może być przeciwskazaniem do zostania rodzicem? Jak to oceniasz z perspektywy posiadanych pociech?

Ja uważam, że nie, ale fakt jest taki, że spotykamy przeróżnych ludzi, którzy mają różnie poukładane w głowie. Zdarzało mi się słyszeć pytania, czy nie boję się, że moje dzieci też będą niepełnosprawne. Jasne, mogłyby być, ale amputacje urazowe nie są dziedziczne. Czy to brzmi tak oczywiście, że aż absurdalnie? Jako osoby z niepełnosprawnościami spotykamy się z masą absurdów i musimy im stawiać czoła.

Powiedz mi, jakie pytania zadawałeś sobie po zobaczeniu testu ciążowego? Czy te pytania dotyczyły radzenia sobie fizycznego czy jednak nękały Cię dobrze znane innym rodzicom wątpliwości – czy uda mi się wychować dziecko na dobrego człowieka? Czy będę potrafił ochronić swoją córkę przed niepowodzeniami miłosnymi?

Wybacz, że tak zbijam temat niepełnosprawności, ale w kontekście rodzicielstwa oceniam to jako fakt kompletnie bez znaczenia. Owszem, 20 lat temu, czyli tuż po moim wypadku, mierzyłem się ze zdefiniowaniem siebie na nowo i nawet gdy w najśmielszych snach wyobrażałem sobie, że mógłbym zostać ojcem, myślałem sobie „przecież ja bym takiego dziecka nawet nie wziął na ręce, bo nie mam jednej ręki”. Teraz wiem w jak wielkim byłem błędzie. Jestem pewien, że przewijam, podrzucam czy noszę na barana swoje dzieciaki nie gorzej, niż ktoś inny.

Czy zdarzyło Ci się mierzyć z „troskliwymi” pytaniami otoczenia „jak Ty sobie poradzisz w roli ojca? Przecież to tyle obowiązków!”?

Owszem, pamiętam kilka takich sytuacji, w których troska otoczenia była, nazwijmy to, przytłaczająca. Według wielu osób nie powinienem podróżować, pracować, być krwiodawcą („bo po amputacji ręki i nogi mój organizm ma tak mało krwi, że zagrażałoby to mojemu życiu” – tekst w jednym punkcie krwiodawstwa, a dziś mam oddanych ponad 16 litrów) czy tym bardziej ojcem, ale gdyby robić tylko to, co się powinno, to niewiele by nam z życia zostało.

Co jest największym tacierzyńskim wyzwaniem w kontekście niepełnosprawności?

Nie wiem, bo nie miałem okazji być ojcem przed wypadkiem, ale podejrzewam, że i bez niepełnosprawności byłoby to to samo – cierpliwość w codziennych sytuacjach oraz pozwalanie na wybór własnej drogi już od samego początku, a nie narzucanie mojej wizji jako jedynej słusznej.

Czego nauczyłeś się od dzieci? Czego uczy rodzicielstwo?

 Uczy doceniania małych rzeczy. Śmiejemy się z żoną, że mamy pandemiczne dzieciaki, bo urodzone w „erze maseczek”, ale zwłaszcza w tym czasie, kiedy wszystko stanęło na głowie, ja miałem dużo mniej pracy i niezależnie od wielkich zmian, które były wymuszone rodzicielstwem, świat i tak stanął na głowie, to konieczność bycia dzień po dniu i poczucie bycia potrzebnym wiele nam dała. Ja naturalnie często wybiegam w przyszłość myśląc nad zmianą miejsca zamieszkania, przebranżowieniem się czy choćby zdjęciem roweru ze ściany (by znów stał się narzędziem, a nie ozdobą), a kładąc dzieciaki spać i słysząc co z tego dnia zapadło mojej córce w pamięć, myślę sobie „gościu, te twoje rozkminy i plany nie mają znaczenia, nie przegap tych ważnych chwil, które dzieją się tu i teraz”.

 Jak dzieci reagują na amputowane kończyny? Pytają? Akceptują? Co odpowiadają swoim znajomym z przedszkola, gdy ci pytają o tatę?

 Dla mnie to jest mega sprawa, bo nie raz słyszę pytania o to, jak zamierzam przygotować moje dzieci na obcowanie z niepełnosprawnością i nauczyć je otwartości, a ja tych pytań nie rozumiem, bo to po prostu się dzieje. Małe dzieci nie uczą się tylko w tych momentach, w których mówisz „słuchajże dziecko, świat wygląda tak”, tylko łapią wszystkimi zmysłami 24h na dobę. No dobra, na szczęście nie 24, tylko tyle ile nie śpią (i tak za dużo). Kiedy córka pierwszy raz schowała jedną rękę do rękawa i biegała machając nim, nie od razu zrozumiałem o co chodzi. Ale gdy zaczęła wołać „jestem tatuś, mam małą rączkę”, to mi się rozjaśniło. Dla nich to jest norma, że tata ma rękę z 5-cioma palcami oraz rączkę bez palców. Nogę ma zwykłą i metalową. Pewnie dopiero niebawem zczają, że inni tatusiowie mają inaczej. I wtedy będzie czas na rozmowy. Bo czas na prezentacje odmienności na korytarzu przedszkola mam już teraz, ale dla mnie to jest dobra zabawa. Dla dzieciaków chyba też. Postaram się by dla moich dzieci był to bajer, a nie obciach.

 Czy rodzic z niepełnosprawnością nie jest naturalnym wdrożeniem do codzienności zasad akceptacji, tolerancji, walki o równość? Myślisz, że Twoim dzieciom będzie łatwiej patrzeć szeroko na świat i ludzi niż nam, dorosłym?

 Dokładnie tak! Ktoś ładnie powiedział, że pływania się z książek nie nauczymy. Podobnie jest z empatią, do tego potrzeba żywych przykładów i styczności z innymi ludźmi. Styczność z niepełnosprawnością jest bodźcem do nauki, że życie nie jest czarnobiałe, a niedopasowanie do jakiegoś formatu nie musi cię wykluczać. Nie trzeba mieć dwóch rąk by obsłużyć większość urządzeń, narzędzi, pojazdów. Nie trzeba być takim jak większość ludzi dookoła, by być fajnym. Nie trzeba się przejmować, gdy ktoś ci mówi „nie dasz rady”, „to nie dla ciebie”. Obyśmy wszyscy uczyli się dobrego nastawiania do drugiego człowieka, bo to jest podstawa tego, by czuć się dobrze na tym świecie.

 Fantastyczna opowieść o rodzicielstwie. Dziękuję, że przybliżyłeś nam jej różne aspekty i tchnąłeś nadzieję w tych, którzy się zastanawiają nad taką rolą, ale też edukujesz.

Ja również dziękuję za rozmowę.

Poznaj historię naszego Ambasadora również z perspektywy dwutygodnika Viva.pl

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że akceptujesz ich użycie.