Skip links

Wojciech Miszewski

Mężczyzna w czerwonym swetrze siedzącym na krześle.

Cześć jestem Wojtek. Możecie mnie kojarzyć z projektu Rolki Reggae Rajd. Od ośmiu lat, razem z żoną Agatą i setkami, a nawet tysiącami Lubisiów z całej Polski pomagamy, niesiemy dobrą energię, a czasem też nadzieję ludziom w potrzebie. Kiedyś na rolkach, jeżdżąc po kraju i zbierając pieniądze na leczenie dzieci, teraz częściej w szpitalach onkologicznych, wspólnie z Przyjaciółmi robiąc co w naszej mocy, żeby poprawić warunki dla dorosłych, którzy muszą mierzyć się z okrutnym i potężnym przeciwnikiem: rakiem.

To ważne i dla mnie. Sam jestem pacjentem Dolnośląskiego Centrum Onkologii, Hematologii i Pulmunologii we Wrocławiu. Na początku 2022 roku zachorowałem  na raka żołądka. Dziesiątki chemii, trudne rozmowy i myśli, wreszcie operacja usunięcia żołądka… znam to wszystko aż za dobrze. I wdzięczny jestem wszystkim wspaniałym ludziom, którzy byli przy mnie i ze mną. Ta wdzięczność ma realny wymiar. Dziś, razem z Przyjaciółmi i Lubisiami pojawiamy się regularnie w DCOHiP. Remontujemy, upiększamy, sprawiamy razem z Wami, że w trakcie terapii pojawia się iskierka radości i uśmiechu. Bo wiem, jak to pomaga w terapii i powrocie do zdrowia.

Nie umiem prosić o pomoc dla siebie, jednak dziś muszę spróbować. Pomaganie innym to wysiłek, który w moim stanie waży podwójnie. Moja rekonwalescencja i życie bez żołądka to kosztowne wyzwanie. Osłonowe, nierefundowane leki i suplementy każdego dnia, restrykcyjne wymogi żywienia, codzienna rehabilitacja po prawie dwóch latach przyjmowania ciężkiej chemii. To koszty, których rencista, który chce być na chodzie, żeby pomagać innym, nie jest w stanie udźwignąć.

Chcę nadal pomagać. Mam w głowie setki nowych pomysłów na dzielenie się dobrą energią i nadzieją. Pomożesz? Niewielką kwotą. Za każdą jestem Ci wdzięczny. Każdy grosz to dla mnie siła do działania. To dzielenia się z Wami tym, co mam najcenniejszego: sobą…

Z góry dziękuję za pomoc.

I zapraszam na nasze charytatywne wydarzenia z Rolki Reggae Rajd!

ONE LOVE!
Wojtek

Wpłać dowolną kwotę na rachunek Fundacji Moc Pomocy 
ul. Litewska 2/68
51-354 Wrocław

16 1020 5226 0000 6602 0635 0765 
z dopiskiem Wojciech Miszewski

Poznaj pozostałych podopiecznych
Na zdjęciu po lewej stronie stoi mężczyzna w ciemnych okularach, najprawdopodobniej jest w trakcie zwiedzania. Na drugim zdjęciu ten sam mężczyzna siedzi na szpitalnym łóżku, z zamyśloną miną. Jest po amputacji lewego podudzia.

Janusz Strózik

Janusz to mężczyzna w sile wieku. Aktywny, ciągle w ruchu. Wraz ze swoją żoną uwielbiają poznawać nowe miejsca. Określają je jako wycieczki krajoznawcze. Jeżdżą zarówno po Polsce jak i za granicę.
Niestety od jakiegoś czasu choruje na cukrzyce. W ostatnim czasie choroba zaostrzyła swój przebieg. Janusz trafił do szpitala z poważnym stanem stopy cukrzycowej, starał się ją leczyć, ale bezskutecznie.

Dowiedz się więcej »
Na zdjęciu po lewej stronie stoi uśmiechnięta młoda kobieta. Jest na statku. Na drugim zdjęciu ta sama kobieta leży w szpitalnym łóżku. Ma zamknięte oczy, ma podpiętą rurkę tracheostomijną.

Justyna Jachimowicz

Wraz z Justynką i Naszą córką Martynką mieszkamy w Kłodzku. Cenimy sobie spokój i życie rodzinne. Bardzo cieszyła się na powiększenie rodziny, nosiła pod serduszkiem Naszego Synka. Pracowała zawodowo, prowadząc własną działalność – firmę sprzedażową, co dawało jej ogromne poczucie satysfakcji i poczucie niezależności.
21.09.2025 roku Nasze życie się zatrzymało. W 29 tygodniu ciąży lekarze musieli natychmiast wykonać cesarskie cięcie by ratować życie obojga.

Dowiedz się więcej »
Na zdjęciu po lewej uśmiechnięty blondyn w czarnej koszuli patrzy się w obiektyw aparatu. Po prawej ten sam mężczyzna leżący w szpitalnym łóżku, podpięty do wielu urządzeń monitorujących funkcje życiowe.

Kamil Schipplock

Kamil, dla bliskich Simi to chodząca dusza towarzystwa. Gdzie się nie pojawi tam emanuje pozytywną energią. Bardzo lubi żarty i żarciki. Z zawodu jest kucharzem i w tym zawodzie realizuje się od wielu lat.
22 września 2025 roku Kamil wyszedł z domu na spacer. Dzięki temu, że to małe miasteczko znajomi zadzwonili z informacją, że coś się chyba z Nim dzieje i trzeba go zabrać do domu. Trudno mu było utrzymać równowagę, bełkotał. Szybko zabrałam go z ulicy i natychmiast wezwaliśmy pomoc.

Dowiedz się więcej »
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że akceptujesz ich użycie.