Skip links

Robert Drozd

Młody mężczyzna stojący obok dwóch roślin doniczkowych.

Są tacy ludzie, którzy, gdyby mogli – oddaliby innym wszystko. Ludzie, którzy każdego witają gorącym uśmiechem od ucha do ucha – uśmiechem, którego nie da się nie odwzajemnić. Ludzie, którzy mają serce na dłoni i odpowiedź “zaraz coś poradzimy” – zawsze, kiedy ktoś potrzebuje pomocy. To właśnie nasz Robert. Mój mąż ma w życiu dwie pasje: pracę fizyczną i pomaganie innym. Na co dzień, wspólnie z bratem, prowadzi gospodarstwo rolne. Praca rolnika jest ciężka i nie ma od niej wakacji, ani nawet wolnych weekendów. Ale Robert nigdy nie narzekał – kocha to, co robi. Zawsze zaczyna dzień przed wschodem słońca, a kończy późną nocą. W międzyczasie jest w dziesięciu miejscach naraz, pełen dobrej woli dla innych: pomaga sąsiadowi w rozładunku zboża, podwozi starszą Panią do domu, naprawia kran u babci. Lubi majsterkować, z radością stawia na nogi wszystko, co jest popsute. Zawsze dzieli się z innymi wszystkim, co ma. Ktokolwiek był u nas w domu, nawet z szybką wizytą, wie, że to on zawsze w pięć minut rozstawia cały stół przekąsek, owoców, słodkości, a na koniec oferuje podwózkę, żeby goście nie wracali pieszo. Nigdy nie odmówił nikomu pomocy. Tak było i tamtego piątkowego popołudnia pod koniec sierpnia. Kilka sekund i wszystko przestało być takie samo. Przyszedł do domu na obiad. To był kolejny dzień żniw, więc nie było dużo czasu na przerwę. Zanim zdążył usiąść do jedzenia, dostał telefon z prośbą o pomoc przy zepsutym ciągniku, który utknął na polu. Potrzebne było tylko jedno narzędzie. Spakował je, wsiadł na skuter i w kilka chwil zawiózł je. Już za chwilę miał być w domu, może nawet obiad nie zdążył jeszcze wystygnąć, ale nigdy już nie udało mu się go dokończyć. Na drodze stanął mu samochód osobowy, który w najgorszym możliwym momencie zjechał ze swojego pasa ruchu. W tym czasie byłam z synem w Lublinie, dostałam telefon, że mój mąż zderzył się czołowo z osobówką, jadąc na skuterze, a jego stan jest tragiczny. Byliśmy w szpitalu jeszcze zanim helikopter przetransportował Roberta na SOR. Kiedy przewozili jego połamane, bezwładne ciało przez korytarz, nadal nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Przecież jeszcze parę godzin wcześniej rozmawialiśmy. Przez pierwsze godziny dostawaliśmy tylko strzępki informacji, które brzmiały coraz gorzej. Obrażenia wewnętrzne głowy, możliwe uszkodzenie mózgu, połamana miednica, kończyny, żebra.  Stan krytyczny. Trzy dni miały zdecydować czy Robert przeżyje. Dłużące się dni miały pokazać rzeczywisty obraz uszczerbku. Te same słowa słyszeliśmy jeszcze przez ciągnące się tygodnie. Z początku lekarze rozważali amputację pogruchotanej nogi, na szczęście udało się ją uratować. Mąż jest już po operacji miednicy, przed nim możliwe kolejne operacje. Po 3 tygodniach od wypadku, Robert zostaje wybudzony ze śpiączki farmakologicznej. W związku z jego ciężkim stanem i restrykcjami antycovidowymi, mogę widywać go tylko raz w tygodniu, na zmianę z synem. Wiemy, że potrzebuje czasu i rehabilitacji. To z kolei oznacza koszty. Przed nim długa i ciężka droga rekonwalescencji, a my nie możemy się doczekać, żeby mieć go znowu w domu. Jesteśmy pewni, że Robert jako silny i wytrwały człowiek przejdzie tą drogę. W stosunku do siebie zawsze stawiał wysoką poprzeczkę. Chcemy zapewnić mu najlepszą opiekę, tak jak on zapewniał każdemu dookoła. Marzymy o tym, by znów zobaczyć jego uśmiech – ten najukochańszy, najszczerszy uśmiech od ucha do ucha. I żeby po prostu był z nami.Jeśli macie taką możliwość – pomóżcie, by pokazać światu, że dobro wraca. Żona Monika

Wpłać dowolną kwotę na rachunek Fundacji Moc Pomocy 
ul. Litewska 2/68
51-354 Wrocław

16 1020 5226 0000 6602 0635 0765 

z dopiskiem Robert Drozd

Poznaj pozostałych podopiecznych
Mężczyzna leżący na łóżku z rurką tracheostomijna. Na drugim zdjęciu mężczyzna, kobieta oraz kilkuletnia dziewczynka. Wszyscy są uśmiechnięci.

Tomasz Mrozek Gliszczyński

Mój Mąż Tomek to wspaniały i dobry człowiek. Razem tworzymy Rodzinę, o której zawsze marzyłam. Ja, Tomek i córeczka Wiktoria. Nasze słoneczko ma pięć lat. Zbliżał się weekend, postanowiliśmy pojechać do Naszych bliskich. 2 sierpnia 2025 roku podczas jazdy wydarzył się wypadek, który zmienił Nasze życie w koszmar. Tomek w ciężkim stanie trafił do szpitala.

Dowiedz się więcej »
Mężczyzna z siwymi włosami uśmiechający się do aparatu. Siedzi na wózku. W tle drapak dla kotów.

Edward Pankau

Edward to człowiek, który w życiu wiele przeżył. Mieszkał w różnych miejscach, pracował w przeróżnych profesjach. Myślę, że lepiej byłoby zapytać czego nie robił, niż co robił. Praktycznie całe swoje życie zawodowe spędził poza granicami Polski. Problemy ze zdrowiem pojawiły się 12 lat temu, bardzo przeżył śmierć Żony. Postępująca cukrzyca doprowadziła do pojawienia się stopy cukrzycowej.

Dowiedz się więcej »
Kobieta leżąca na łóżku z rurką tracheotomijną oraz podpiętą sondą do nosa. Na drugim zdjęciu szczęśliwa rodzina, Mama, Tata i dwójka synów.

Magdalena Iwanicka

Magdalena to bardzo wrażliwa, empatyczna i pełna miłości Mama dwójki wspaniałych synów Ignasia i Benusia oraz kochająca Żona. Silna wojowniczka i amazonka, która w 2024 roku pokonała raka piersi. Jednak po tym zwycięstwie pozostał jej jeszcze oponiak głowy (nowotwór niezłośliwy) przyrastający z roku na rok, który co prawda nie dawał żadnych objawów, ale stanowił potencjalne zagrożenie dla jej zdrowia i życia. W lipcu 2025 r., podczas operacji wycięcia oponiaka doszło do tragedii.

Dowiedz się więcej »
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że akceptujesz ich użycie.