O futuryzmie w świecie protetyki – wywiad z Piotrem Krukowskim
Piotr Krukowski to „człowiek z przyszłości”, 28-letni operator kamery i miłośnik podróżowania. Urodził się bez lewego przedramienia. Piotrek jednak udowadnia, że nie istnieją takie wyzwania, których nie jest w stanie pokonać. Dzisiaj porozmawiamy z tym charyzmatycznym testerem futurystycznych rozwiązań takich jak protezy ręki.
Urodziłeś się bez kończyny, dlatego proces adaptacyjny do tej zastanej rzeczywistości był na pewno inny niż u osób, które straciły kończyny w wypadku lub w wyniku choroby. Jak buduje się osobowość i pewność siebie, gdy otoczenie daje znać, że jesteś „inny”? A może nie spotkałeś się z żadnym przejawem dyskryminacji?
Nigdy nie zaznałem bezpośredniej dyskryminacji z tytułu niepełnosprawności, a już na pewno nie wydarzyło się nic, co bym szczególnie zapamiętał. Zawsze swoim największym wrogiem byłem ja sam i to moja głowa była źródłem poczucia niepewności, wątpliwości, niedostateczności. Tak widziałem się w oczach innych, jednak sam siebie nigdy nie postrzegałem jako osobę niepełnosprawną i z perspektywy czasu zaobserwowałem pewien mechanizm: zawsze starałem się być bardziej wieloaspektowo „pełnosprawny” niż inni, by zasłonić tym swoją fizyczną niepełnosprawność. Istotą tego było doprowadzenie do sytuacji, by nikt nie miał szans ani czasu, by pomyśleć, że brak kończyny w jakikolwiek sposób mnie ogranicza. Przejawiało się to tym, że od najmłodszych lat byłem aktywny w przeróżnych dziedzinach, w których zawsze starałem się być fachowym oraz rzetelnym.
Jakie cechy osobowości pomogły Ci w życiu bez dłoni?
Wydaję mi się, że to mechanizm, który działa w dwie strony i niektóre cechy, które obecnie mi pomagają w życiu, nie pojawiłyby się, gdybym od nowości był symetryczny. Mam łatwość w rozwiązywaniu problemów i wymyślaniu rozwiązań, ponieważ robię to od dziecka w przeróżnej skali, od przebudowy pierwszego roweru do projektowania narzędzi pracy pod siebie. Mam w sobie irracjonalne poczucie oraz pewność, że nie ma przede mną barier, które urodziło się paradoksalnie na strachu i trwodze wobec świata, swoisty mechanizm obronny. To jak sami się postrzegamy, emanuje z nas na zewnątrz i rzutuje nieustannie na nasze życie, więc warto budować w sobie pozytywny obraz własnej osoby.
Jako chłopiec marzyłeś o czymś „nieosiągalnym” ze względu na niepełnosprawność? Wiele dzieci pragnie zostać strażakiem, policjantem, lekarzem… Usłyszałeś, że ze względu na brak kończyny musisz znaleźć inne zajęcie?
W czasach jednocyfrowego wieku w ogóle nie przychodziło mi do głowy, że z jakichś względów nie będę mógł potencjalnie wykonywać określonych zawodów. Przechodziłem fascynację dwoma zawodami: pirata oraz śmieciarza. Pierwszy jest oczywisty. Miałem warunki fizyczne by mieć hak (niejeden sobie zrobiłem), ciągnęło mnie do życia na wodzie, w podróży, pełnego przygód oraz naturalnie, do skarbów. To ostatnie było bezpośrednią przyczyną mojego gorączkowego stosunku do śmietników. Byłem przekonany, że w kontenerach znajdują się tajemnicze, zagubione artefakty i ku niezadowoleniu rodziców, często mnie tam znajdowali. Śmieciarze, nonszalancko uwieszeni niczym na takielunku swoich jeżdżących statków, w przybrudzonych ubraniach rządzili światem odpadów i jego bogactwami. Ci współcześni piraci zwozili łupy na wielki stos, jakoby na bezludną wyspę, a ich podróż nigdy się nie kończyła. Szczerze im zazdrościłem. Niestety ani wodnym, ani lądowym piratem nie zostałem.
Jesteś operatorem filmowym i masz wpływ na to, jak ukazane będą historie bohaterów. Jak się odnalazłeś w branży?
Interesowałem się rejestracją obrazu, sprzętem filmowym, kinematografią od bardzo młodego wieku i moja droga w tym kierunku przebiegała raczej naturalnie. Pracuję przede wszystkim w produkcjach komercyjnych i moja rola jest głównie techniczna. To też zawsze chciałem robić, urzeczywistniać wizję, niekoniecznie ją projektować, lecz kto wie, może w przyszłości się to zmieni.
Pewnie w głowie wielu osób, bycie operatorem wymaga obu rąk. Udowadniasz, że jest inaczej! Z jakimi reakcjami spotykasz się najczęściej?
Nie robię z tego sensacji, staram się wykonywać swoją pracę profesjonalnie i przez lata wypracowałem know-how, który pozwala mi unikać większości błędów. Po pierwsze, kamery filmowe są modułowe, mam sprawdzone rozwiązania, które pozwalają mi pracować efektywnie z wykorzystaniem wszystkich możliwości. Po drugie, mam protezę, która jest silna, wytrzymała, a jednocześnie wielofunkcyjna, a w jej kontroli jestem biegły i mogę jej ufać. Każdy, z kim pracuję, o tym wie i nie budzi to jakichś szczególnych emocji.
Na co dzień używasz protezy czy traktujesz ją raczej jak gadżet na prelekcje? Zawsze Ci towarzyszyła? Raczej były to protezy kosmetyczne czy bardziej zaawansowane technologicznie?
Przez pierwsze piętnaście lat życia nie używałem protezy z uwagi na kilka aspektów: ograniczony wówczas dla mnie geograficznie dostęp do klinik protetycznych (mieszałem w małej miejscowości na Mazurach), bariera finansowa i znikome dofinansowania, brak wiedzy i źródeł informacji z dziedziny protetyki. Wydawało mi się, że radzę sobie we wszystkim bez protezy, ale zaczęły mi przeszkadzać ciągłe spojrzenia ludzi.
Moja pierwsza proteza była kosmetyczna, kolejna mechaniczna, następna mioelektryczna jednochwytowa, wszystkie ze skóropodobnymi rękawicami. Zawsze chciałem mieć futurystyczną rękę, jednakże takowe pojawiły się na rynku dopiero około 10 lat temu, były bardzo drogie i awaryjnie, więc nie tylko zakup był problemem, ale i utrzymanie. Była to inwestycja na poziomie zakupu nieruchomości, na co absolutnie nie było mnie stać, ale też do końca nie było tego warte, gdyż możliwości takich protez do niedawna były niezawalające.
Dziś drastycznie zmieniło się to na lepsze, zarówno w aspekcie cenowym jak i funkcjonalnym. Swoją protezę bioniczną noszę codziennie, od rana do wieczora, jestem z nią wręcz zintegrowany. Podniosła ona zdecydowanie jakość mojego życia, a bez niej nie mógłbym wykonywać swojej pracy na takim poziomie, jak obecnie. To oczywiście nie przychodzi samo, sprawne posługiwanie się zaawansowaną protezą wymaga treningu i inicjatywy ze strony użytkownika. To tak, jakby ktoś bez żadnej wcześniejszej styczności z muzyką kupił sobie fortepian i oczekiwał, że z marszu może wystartować w Konkursie Chopinowskim.
Jakie miały wady i zalety poszczególne rozwiązania, z jakimi przez te lata miałeś styczność?
Proteza kosmetyczna jest niczym ręka manekina, zero funkcjonalności, można jedynie coś przytrzymać, docisnąć. Jedynie ukrywa brak kończyny, co dla mnie, obecnie, jest pewnego rodzaju wadą. Zaletą protez kosmetycznych jest niska waga, co przede wszystkim dla początkujących amputantów, może mieć istotne znaczenie.
Protezą mechaniczną steruje się przy pomocy własnych mięśni, za pomocą cięgna zamocowanego do ciała. Proste urządzenie z podstawowym chwytem, aczkolwiek czasem bardzo przydane. Posiadam i używam również takiej protezy, a jej podstawową zaletą jest to, że jest absolutnie niezniszczalna i odporna na wszelkie niesprzyjające warunki. Używam jej na żaglówce (mam końcówkę z hakiem, pomaga przy abordażu), na kajakach, przy sportach zimowych, przy ciężkiej, fizycznej pracy w trudnych błotnych czy wodnych okolicznościach. Proteza-czołg, o ograniczonych możliwościach i raczej nie na salony, ale przetrwa wszystko. Minusem jest cięgno, które bywa niewygodne i ogranicza ruchomość kończyny.
Proteza mioelektryczna z jednym chwytem – wersja demo ręki bionicznej. Obecnie dla mnie bezużyteczna, ponieważ reprezentuje tylko wady protezy mechanicznej i bionicznej. Chwyt taki sam jak w przypadku protezy mechanicznej, o ograniczonej przydatności, potrzebuje zasilania i większej uwagi. Wygodniejsza niż mechaniczna, nie posiada cięgna, atrakcyjna cenowo, dobra jako wstęp do protezy bionicznej.
Jak oceniasz Zeusa? (red. Proteza bioniczna, którą testuje Piotrek)
Jest to zdecydowanie najlepsza proteza, jaką używałem. Usprawniła ona moje życie pod aspektem nie tylko fizycznym, ale również psychicznym, co jest dla mnie szczególnie wartościowe, ponieważ było to kompletnie zaskakujące. Wcześniej byłem przeświadczony, że moje podejście nigdy się nie zmieni. W erze prezeusowej prawdopodobnie od razu skasowałbym prośbę o taki wywiad. Czasem wydaje mi się, że elektrody Zeusa podają mi wyjątkowo skuteczne antydepresanty lub to działanie boskie, w końcu imię ojca bogów zobowiązuje.
Ręka bioniczna Zeus, której obecnie używam przez większość czasu, pozwala mi na aktywności, które wcześniej były niewykonalne. Wszelkie czynności wymagające siły lub delikatności, czynności dwuręczne jak szybkie wiązanie butów, jedzenie z nożem i widelcem, obsługa różnego rodzaju sprzętu, wymagającego precyzji. Przez to, że każdy palec pracuje indywidualnie, poziom symulacji pracy prawdziwej ręki jest na tyle wysoki, że zdarza mi się zapominać o fakcie, że to jest proteza, gdyż niewiele jest ograniczeń, które by o tym przypominały. Mnogość gestów i ustawień pozwoliła mi pierwszy raz zintegrować się z ręką protetyczną na tyle, że zacząłem nią gestykulować, sterować w sposób zupełnie nieświadomy, co prowadzi do tego, że przykładowo, zastanawiając się, zaczynam protezą drapać się po głowie. Wytrzymałość, siła oraz udźwig Zeusa pozwalają mi na spokojną pracę, bez obawy, że uszkodzę coś w kluczowym momencie. Istotna jest także intuicyjność i szybkość sterowania. Moja filozofia jest taka: jeżeli protezą nie jestem w stanie wykonać czynności szybciej niż zajętą drugą ręką, używanie takiej protezy nie ma sensu. Godziny mojego marudzenia i narzekania na szczęście przyniosły efekty i obecnie jest to, moim zdaniem, najlepsze rozwiązanie w przypadku amputacji lub braku kończyny górnej, jakie jest dostępne.
Uważasz, że era protez kosmetycznych, absolutnie niefunkcjonalnych, właśnie dobiega końca?
Niekoniecznie. Uważam, że nie ma obiektywnie najlepszej protezy, dla tylko najlepsza proteza dla danego pacjenta w określonym momencie. Dla niektórych najistotniejsze jest, by proteza maskowała niepełnosprawność, nie chcą w żaden sposób się wyróżniać i to jest jak najbardziej zrozumiałe. Moja pierwsza proteza również spełniała przede wszystkim tę funkcję i na ten moment w moim życiu sprawdziła się, choć z estetycznego punktu widzenia, nie powiem, że byłem jej fanem.
Jednak niedługo potem ta funkcja maskująca stała się dla mnie pewnym problemem. Miewałem sytuacje, gdy ludzie, których poznawałem, nie zauważali, że mam protezę i moment odkrycia tego faktu był dla nich szokujący, a i mnie również wprawiał w zakłopotanie. Właściwie wiecznie zastanawiałem się: wiedzą czy nie wiedza? Zauważyli czy jeszcze nie? Było to dosyć obciążające. Także inny aspekt protez z cechami kosmetycznymi stanowił dla mnie problem. Ten typ protez jest w mojej głowie pewnym artefaktem, podkreślnikiem niepełnosprawności, narzucającym od razu łatkę osoby z niepełnosprawnością i to pod postacią wielkiego migającego neonu, obwieszczającego tę wieść całemu światu, a ja taki nigdy się nie czułem. Mam świadomość, że to nie jest do końca właściwe podejście i niepełnosprawność powinno się normalizować, jednak, gdy coś sprawia mi kłopot, powoduje, że jestem zamknięty, niepewny siebie, a znajduję prosty sposób jak z tym sobie poradzić, bez wahania wchodzę w to.
Takim rozwiązaniem była dla mnie właśnie proteza bioniczna i to było coś, czego zupełnie nie spodziewałem. Największym zaskoczeniem wraz z początkiem użytkowania Zeusa był aspekt uwalniający. Gdy protezę, o której niespecjalnie miałem ochotę rozmawiać ani jej pokazywać, zmieniłem na rękę, która wizualnie wygląda świetnie, do tego jest o wiele poziomów bardziej funkcjonalna, jest swoistą ręką z przyszłości, automatycznie zmieniło się moje podejście, a co za tym idzie, także odbiór otoczenia. Teraz w pierwszych sekundach pokazuję otwarte karty. Do pokoju wszedł cyborg. Świdrujące spojrzenia, które znamy doskonale wszyscy, jakkolwiek różniący się od większości populacji, zmieniły się w oczy zaciekawione w pozytywny sposób, czasem nawet w zachwyt. Nie da się ukryć, że takie coś wpływa na psychikę, pozwala czuć się akceptowanym, a na pewno pasuje do skrajnego indywidualizmu, jaki reprezentuję. W końcu w popkulturze takie bioniczne ręce mają superbohaterowie, czy ktokolwiek, kiedykolwiek pomyślał, że oni są niepełnosprawni
Czy protezy bioniczne, stale udoskonalane, mają same plusy? Czy dostrzegasz jakieś minusy?
Oczywiście, są minusy, jeszcze daleka droga do protez tak doskonałych, jak biologiczna ręka. Po pierwsze, waga. Jest to najcięższy typ protez, co szczególnie na początku drogi, może być kłopotliwe. Wciąż jest to mniej niż waga biologicznej kończyny, jednak masa protezy, z uwagi na brak połączenia kostnego, jest bardziej odczuwalna. U mnie przebiegało to stopniowo, miałem coraz cięższe i coraz bardziej zaawansowane protezy, przez co łatwiej było mi się przestawić. Jednakże jak najbardziej można zacząć od razu od protezy bionicznej, tylko trzeba zdać sobie sprawę, że to wymaga treningu, a biegłość oraz komfort w posługiwaniu się protezą bioniczną przyjdzie z czasem.
Nie od razu będzie można protezę nosić wiele godzin, nie wszystko będzie wychodzić, często proteza nawet będzie przeszkadzać bardziej niż pomagać. Proteza bioniczna to urządzenie elektroniczne, wymaga zasilania, akumulator starcza na około 3 dni aktywnego użytkowania. Zdarzało mi się ładować rękę z powerbanka w górach, ale z plusów, można też naładować sobie telefon z prądem z ręki. Z powodu zasilania, trzeba uważać na wodę, deszcz czy zachlapania nie stanowią problemu, jednak nie radzę ręki bionicznej zanurzać.
W ramach współpracy z Aether Biomedical testujesz i omawiasz z technikami, ortopedami i technologami potrzeby, rozwiązania, jakie udało Ci się przez lata z protezą wypracować. Jak myślisz, czy ten wkład w rozwój technologii i protetyki pozwoli za chwilę realizować jeszcze śmielsze projekty?
Z pewnością. Protetyka kończyn nie jest dziedziną masową, z tego powodu jest niedoinwestowana. Protezy, które miałem wcześniej, były już dostępne w latach sześćdziesiątych. Rozwiązania, które są już w telefonach, nie są obecne w protetyce, jednak niedługo się to zmieni. Największe nadzieje pokładam w nowych technologiach w dziedzinie mechaniki oraz rozwoju kanałów komunikacji mózg-układ nerwowy-proteza.
Masz 28 lat, jesteś bardzo młodym człowiekiem, a tak naprawdę za tymi 28 latami życia kryje się wiele sukcesów. Co dla Ciebie jest największym z nich?
Nie przesadzałbym, chyba że sukcesem jest przeżycie. Najistotniejsze jest dla mnie, by żyć w zgodzie ze sobą i z naturą (nie śmiecić w lesie), kolekcjonować wrażenia, wspomnienia, wartościowe spotkania oraz meble z Bauhausu. Sukcesem można nazwać, że w miarę mi się to udaje.
A jakie wyzwania przed sobą stawiasz? Gdy spotkamy się za 10lat, to jakie etapy, sukcesy będziesz miał za sobą?
Trudno powiedzieć, nie mamy pełnej kontroli nad przyszłością. Mają na nią wpływ setki czynników zewnętrznych, a historia pokazała, że świat bywa nieprzewidywalny i zaskakujący. Moim nadrzędnym celem jest wolność i niezależność, realizuję kilka pomysłów w tym kierunku. Liczę, że z odrobiną szczęścia się uda
Życzę Ci ich spełnienia! Dziękuję za rozmowę dodającą otuchy i motywacji.
Dziękuję, wszystkiego dobrego!