Skip links

Jerzy Gruszkowski

Mam na imię Jerzy, mam 54lata. Mieszkam z rodziną we Wrocławiu. Mam przy sobie dwie cudowne dziewczyny – moją partnerkę Elę i 12-letnią córeczkę Zosię. Kiedyś żyłem zupełnie zwyczajnie. Byłem zdrowy, sprawny. Życie naszej rodziny kręciło się wokół sztuki. Moją pasją była – wciąż jest – muzyka. Grałem na gitarze i perkusji w zespole oraz w kościelnej scholii. Ela maluje, rysuje, uczy dzieci plastyki. Zosia tańczy i śpiewa. Żyliśmy bardzo szczęśliwie aż do momentu mojego wypadku.

To stało się na budowie. Uderzyła mnie pompa do betonu… Czułem ogromny ból, ale wydawało mi się, że nic poważnego mi się nie stało. Przez 2 tygodnie chodziłem normalnie do pracy. Potem okazało się, że złamałem dwa żebra. Gdy obejrzał mnie neurochirurg, od razu podjął decyzję o operacji.

Usunięto mi 2 kręgi, kręgosłup wzmocniono specjalną szyną. Wydawało się, że niedługo dojdę do siebie. Chodziłem już o balkoniku, sam korzystałem z toalety… Nieszczęścia chodzą jednak parami. Badanie w szpitalu wykazało, że cierpię na chorobę autoimmunologiczną. Mój organizm niszczy sam siebie. Wcześniej zdarzało się, że podczas grania na perkusji drętwiały mi ręce… Nie sądziłem jednak, że to objawy poważnej choroby.

Operacja doprowadziła do zaostrzenia objawów choroby. Doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego. Przestałem ruszać nogami i rękami. Wylądowałem na łóżku, z którego nie mogę się podnieść. Sam się nie umyję, nie ubiorę, nie skorzystam z toalety, nie przewrócę na bok.

Jestem mężczyzną, to ja powinienem być oparciem dla moich dziewczyn, zapewniać im bezpieczeństwo… Tymczasem jestem od nich całkowicie zależny. Moja Ela pokazała, że zawsze można na nią liczyć, w zdrowiu i chorobie… Wspaniale się mną opiekuje. Troszczy się o dom i o naszą rodzinę, o to, by nas utrzymać… Ja jestem zupełnie niezdolny do pracy. Zosia z trudem radzi sobie z nową sytuacją. Bardzo się boi, że coś mi się stanie, że będzie gorzej, że mnie straci. Pamięta tatę zdrowego, który grał na perkusji, bawił się z nią, tańczył i nosił na rękach… Dzisiaj mogę tylko na nią patrzeć, wołać jej imię. Wzrok i mowa – tylko tego choroba mi nie zabrała.

Nie jest jej łatwo, ale nie poddajemy się. Nie mogę w żaden sposób pomagać moim dziewczynom, mogę tylko starać się je rozśmieszać i pocieszać… Nie opuszcza nas poczucie humoru, choć często jest to śmiech przez łzy.

Marzymy o tym, by cofnąć wskazówki zegara… By powrócić do chwili, gdy byłem w pełni sprawny. Niestety, to marzenie się nie spełni. Może jednak spełnić się inne. Bym odzyskał choć część sprawności. Mam czucie w rękach i nogach, ale nie mogę nimi ruszać… Potrzebna jest rehabilitacja – to moja jedyna szansa i nadzieja. Prywatna, bo tej NFZ jest przerażająco mało, a ja muszę ćwiczyć jak najwięcej!

Proszę o pomoc, tak bardzo chciałbym sam się ubrać, zrobić sobie kanapkę, sam usiąść na wózku… Wierzę, że jeszcze kiedyś przytulę moją córkę, że pójdę z nią na spacer, do kina. Może kiedyś znowu zagram na perkusji…

Wpłać dowolną kwotę na rachunek Fundacji Moc Pomocy 
ul. Litewska 2/68
51-354 Wrocław

16 1020 5226 0000 6602 0635 0765 

z dopiskiem Jerzy Gruszkowski

Poznaj pozostałych podopiecznych

Grzegorz Błaszczyk

Grzesiek pochodzi z Wrocławia, ale mieszka obecnie w Pabianicach. 20 lat temu przyjechał na sześciomiesięczną delegację, podczas której poznał kobietę, która okazała się jego drugą

Dowiedz się więcej »

Waldemar Rożen

Nazywam się Waldemar. W tym roku skończę 54 lata. Mam dorosłego syna, z niepełnosprawnością w stopniu znacznym – trisomia dwudziestego pierwszego chromosomu, czyli zespół Downa.

Dowiedz się więcej »
Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że akceptujesz ich użycie.